- Noooosz
mnie trafi coś zaraz! - Wrzasnął dorosły człowiek płci męskiej, stojąc w
centrum miasta i zwracając na siebie całą uwagę. Przeczesał swoje włosy do tyłu
i zaczął się rozglądać za pewną rudą lisicą. – Mrugnąłem, dosłownie. Tylko
mrugnąłem, a ona już, myk! I jej nie ma! Spuścić ją na chwilę z smyczy…!
Mówił głośno do siebie, stawiając kroki przed siebie i
przemieszczając się, co chwile wzrokiem to na lewo, to na prawo. Zatrzymał się,
gdy zobaczył osamotnioną linę. Zapaliła mu się lampka nad głową i zaczął
kierować się w stronę sznurku.
- Spróbuj
mi zbadać, choć jeszcze jeden bar, a nie ręczę za siebie!
Skarcił
Roxy, która była przywiązana sznurem w pasie, a on ją trzymał jak jakieś
zwierze na smyczy. Dziewczyna miała nadęte policzki i patrzyła, gdzie indziej,
z dala od jego wzroku. Skrzyżowane ręce przy klatce piersiowej i ten spuszczony
ogon w dół, mówiły za siebie, gdzie go ma.
- Chciałam
tylko się o coś zapytać! Prowadzę dochodzenie!
Rzuciła na
swoją obronę, spoglądając na niego przez ramię i mierząc przez przymrużone
powieki.
-
Dochodzenie? Niby jakie?! Sprawdzenie czy nie ma szkodliwych substancji w
alkoholach?!
Zapytał się
jej już wychodząc z równowagi i gestykulując nerwowo dłońmi. Tak upartej i
dzikiej dziewczyny, żyjącej własnymi zasadami, nigdy nie widział!
- Nieee…
Sprawdzałam czy nie oszukują w karty… - wzruszyła jednym ramieniem, tłumacząc
się wymówkami na poczekanie.
Egao
przyłożył dłoń do czoła wzdychając głośno i prosząc głośno o Pana.
- Bogu daj
mi cierpliwość, do tej kobiety, bo jak dasz mi siłę, to ją zamorduje!
Podniósł
głos, jak i wzrok, gdy wspominał o zabójstwie. Zobaczył jak dumnie kobieta
podnosi ogon, przeszywając go nieprzyjemny spojrzeniem.
- Chcesz
mnie zabić…? Nieczłowieku? Heeee…?
Spytała
się, oblizując swoje śnieżnobiałe kły, które były ostre jak brzytwa. Wzdrygnął
się po kilku sekundach, gdyż dotarcie wiadomości do jego mózgu, trochę zajęło.
- To była
ironia… Wiesz… Powiedzenie czegoś, co nie jest prawdą…
- I-ronia?
– Spojrzała na niego, przekręcając główkę na bok z nieporozumieniem. – Nie znałam
żadnej ironii… A da się to wypić?
- Słucham…?
– Zmarszczył czoło i nie wiedział teraz kompletnie o co jej chodzi. Czy ona
jest tak głupia, czy może kiedyś uderzyła się głową o skałę i straciła pamięć?
A może żyła w innym świecie i przeniosła się tutaj, pod nazwą Kosmitka?
Lisica
widząc jego wyraz twarzy, który mówił dosłownie, że się z niej wyśmiewa i
zachowuje żałośnie, zaczęła stawiać kroki do przodu, dopóki nie poczuła
szarpnięcia w okolicy bioder i nie wylądowała tyłkiem na ziemi.
- Ej!
Odwiąż mnie! – Uderzyła pięściami o ziemie jak dziecko, tupała nóżkami niczym
rozpieszczony bachor. – Jestem dorosła! Chce być wolna!
Darła się w
niebogłosy, a przechodnie zwracali na nią uwagę, zostawiając jedynie komentarz
wzrokowy. Mężczyzna trzymający Roxy jak psa od razu podszedł do niej i
przyłożył dłoń do ust.
- Nie drzyj
się, ludzie się patrzą.
Wyszeptał
do jej ucha, a rudowłosa dopiero teraz zauważyła te dziwaczne ślepia, które
mówiły tylko jedno : Co ona wyprawia? Speszyła się i wstała, otrzepując dłońmi
pośladki.
-Rozumiem,
rozumiem… - Odpowiedziała nadąsana, krzyżując ręce przy piersiach. – Więc… Co
zamierzasz zrobić jak nie sprawdzanie spelunek?
- Emmm…
Sądzę że… - Podrapał się w tył głowy, uciekając wzrokiem, gdzie się da. Szuka
jakieś podpowiedzi, którą zaraz znalazł. Pstryknął w palce – Chodźmy na jakąś
misje! – Odparł wskazując palcem na karczmę. – Powinna być tam jakaś tablica
ogłoszeń dla magów. Może dużego wyboru nie będzie, ale… - Sięgnął po mieszek
pieniędzy, który powinien się pruć od ciężaru w środku, lecz niestety może to
być tylko jego marzenie. Był tak słabo rozciągniętym materiałem, że można
spokojnie się domyślić, iż tam wielu monet nie ma. - … nie mamy wiele
pieniędzy. Ostatnio zrzuciliśmy się na legowiska proponowane przez matkę
naturę, aby trochę oszczędzić. – Westchnął na samą myśl, że i tak dużo nie
zyskali. – Lecz może mamy, jedynie jakieś dodatkowe 100 kryształów… - Podniósł
zmęczone oczy na miejsce, gdzie kobieta powinna stać. Jedynie co zostało po
niej, to przegryziony sznurek. Wciągnął głośno powietrze i zobaczył kątem oka,
korpus ogona wślizgującego przez drzwi wyznaczonej wcześniej karczmy. –
Poczekałabyś i wysłuchała mnie do końca!
Ryknął biegnąc
w jej ślad, aby następnie rozejrzeć się za nią. Stała przy tablicy ogłoszeń, a
jej głowa nie umiała ustać w jednym miejscu. Co chwile przeskakiwała na inne
zlecenie i na jeszcze inne. Skierował kroki w jej stronę, już otwierał usta,
aby jej wykład wyrecytować pod tytułem : Jak nie można ignorować Egao?, lecz
dziewczyna go wyprzedziła łapiąc za kartkę zachwycona i wyrywając ją jednym
machnięciem.
- Chce
tutaj iść!
Dobitnie
przycisnęła do jego twarzy misje, aby dokładnie się przyjrzał zadaniu. Złapał
ją za nadgarstki i wycofał papier z swojego nosa, mrucząc coś nieprzyjemnego na
jej adres. Przeleciał wzrokiem po paru zdaniach, aby zaraz wychwycić nagrodę.
- 2,000
kryształów za wygonienie gnomów z ogródka? – Parsknął śmiechem widząc jak
bardzo łatwa jest ta misja. – Wystarczy pieniędzy co najmniej na tydzień.
- Chce
gnomka zobaczyć! – Znowu przyglądała się zleceniu na którym widniała karykatura
magicznego stworzenia. Nie jest one lubiane przez ludzi, wręcz przeciwnie.
Dostają białej gorączki, gdy tylko rozmnożą się w ich ogrodach. Bardzo lubią
jeść owoce z roślin jak i niszczyć dekoracje, bawiąc się na nich.
- To nie
jest żadne miłe stworzenie do oglądania.
Rzekł
rudowłosy mężczyzna, z zarostem na twarzy. Siedział przy barze w brązowym
płaszczcie, a w dłoni ściskał kufel piwa. Ulizane do tyłu włosy dawały
wrażenie, przyjaznego człowieka, lecz mięśnie, które zdobiły jego ciało
ostrzegały o sile, która w nim się kumuluje. Dwójka przyjaciół spojrzała na
gościa, lustrując go wzrokiem od stóp do głów.
- Skąd pan
wie? - Zapytała się dziewczyna, robiąc krok do przodu i ściskając do siebie
kartkę jak pluszowego misia. – Widział je pan kiedyś?
- Ha! I to
nie raz! Nawet podwinęli mi pieniądze… Wredne stworzenia…
Pokręcił
głową, ściskając zęby, przypominając sobie o tej zalewającej krwi wspomnieniu.
- J-jestem
Roxy. Miło mi pana poznać.
Przywitała
się lisica z rumieńcami na twarzy, ukłoniła się, a ogon wyprostował się jak
struna.
Mężczyzna
spojrzał na nią z zdumieniem i już miał ją uspokajać, że to dżentelmen powinien
się pierwszy przedstawiać, ale gdy zobaczył jej ogon, który jednak jest jej.
Wybałuszył oczy oraz otworzył szeroko usta. Źrenice zaświeciły z podniecenia,
że widzi coś takiego nowego, rzadkiego, a zarazem pięknego!
- Ona ma
ogon! (Zaleciało tekstem z Harrego Pottera XD)
Zaapelował
na cały bar, przykuwając przy tym każdemu uwagę. Kapela, która grała w tle,
ucichła, tak samo jak wszelakie rozmowy. Każdy skupił się na kobiecie, która
rozglądała się zdezorientowana.
- Ooo…?
Ooooooooo! – Czując na sobie wszystkich spojrzenia, schowała się za plecami
Egao, a jej rumieńce stały się bardziej widoczne.
Przyjaciel
wychylił łeb zza ramię, aby spojrzeć na Roxy, widząc jej reakcje na bycie na
czerwonym dywanie, chrząknął głośno i wysłał niemiłe spojrzenie Gildarts’owi.
- Miło się
gadało, ale jesteśmy potrzebni, gdzie indziej.
Poważnym
głosem, złapał kompana za nadgarstek i pociągnął chwilę przez połowę drogi,
gdyż później postanowił, że sama za nim pójdzie jak cień. Jednak nie szło po
jego myśli. Odwróciwszy się, aby jeszcze raz przelecieć nieprzyjemnym
spojrzeniem bar, zauważył, że lisica siedzi przy rudowłosym wciągnięta rozmową
jak dziecko. Uniósł brwi z zdumienia. Nie dawno chciała stąd wyjść, a tu nagle
prowadzi konwersacje z tym o to magiem. Zrobił tył zwrot i echo jego kroków
słyszał każdy w pubie.
- Gildia?!
A co takiego gildia?
Spytała się
zaciekawiona, spoglądając na czterdziestolatka, nie mrugając ani razu, bo bała
się, że coś ważnego przeoczy. Skupiona jak nigdy dotąd. Clive widząc minę
lisicy zaśmiał się raz, splatając ręce na torsie.
- Miejsce,
gdzie magowie spotykają się i rozmawiają, piją, bawią się razem albo biorę
zlecania, aby mieć kasę na piwo. – Wskazał palcem na jej kartkę, którą ściskała
w dłoni.
-Czyli
jestem w gildii? – Rozejrzała się po karczmie. – Trochę ubogo.
- Nie, nie
jesteś. – Zaśmiał się z jej zachowania. – Można również znaleźć zadania w
różnych barach, ale w gildii jest ich sto razy więcej! Po za tym gildia to
rodzina, która się dobrze zna. Przeżywa wszystko i rozumie się bez słów.
Dopił
trunek z kubka i westchnął głośno, wstając z miejsca.
- Jakbyś
chciała należeć do rodziny szukaj Fairy Tail albo stwórz własną gildię.
Zmierzwił
jej włosy jak u małolata, który pyta się o milion rzeczy naraz. Zachwycona
złapała wielki wdech i już miała się pytać o szczegóły jak tworzyć gildię… Jak
tworzyć rodzinę! Ale za nim się obejrzała, jego już nie było. Rozpłynął się w
powietrzu. Podniosła się i szybkim marszem podeszła do przyjaciela z pomysłem w
głowie, który wsuwał jej się na usta.
- Egao! –
Zatrzymała się już tuż przy nim. – Stwórzmy razem rodzinę.
Uśmiechnęła
się szeroko, dodając sobie słodkości. Chłopak zmierzył ją wzrokiem, aby zaraz
chwycić powietrze zdziwiony.
- Heeeee?!
Rodzinę!? Co, ale my się prawie nie znamy… A ty chcesz ten teges i dzieci?! A
wiesz ile…
Mówił
bardzo szybko spanikowany, a jego rozszerzone oczy, chodziły w tą i we w tą.
Roxy złapała jego dłonie, uspokajając przy tym.
- Gildie.
Gildie stwórzmy.
Poprawiła
się, a jego reakcja od razu się zmieniła. Nigdy nie myślał nad założeniem
czegoś takiego kłopotliwego. Gildie powstawały przez szalonych magów, którzy o
dziwo się wybijali w górę, a sława o nich się zwiększała. Normalnie by się nie
zgodził, ale przy niej nie umiał zdrowo myśleć!
- Zgoda!
Krzyknął z
uśmiechem do niej, czując, że to naprawdę może się udać.
Shi - Tam, tam, taram tam. Nowy chapter się już pojawił!
Tym razem Shi chce się bardziej skupić na tym blogu niż na tam tym, gdyż...
Fabuła bardziej jest tutaj ciekawsze i chyba przyjemnie mi się pisze.
Roxy - Ale to nie fair wobec fanów Two Worlds, miau.
Shi - Życie pisarza.
Roxy - I w końcu zaczyna się akcja! Stworzymy gildię! Miaaauuu!
Będzie wspaniale.
Shi - A nie chcesz stworzyć ,,rodziny"? *Rusza
śmiesznie brwiami*.
Roxy - Co masz na myśli? *Nie rozumie
zboczonego pomysłu Shi*.
Shi - *Facepalm* Nic.... już nic...